Do Japonii wróciłam już tydzień temu, ale że od razu
polazłam do pracy czasu na wpis nie było.
Jest mi wstyd, bo wyjechałam stąd z jedną niezbyt
wypchaną walizka, a wróciłam.. z dwoma pełnymi… Mama przyszła z pomocą i
użyczyła swojej walizki! Mamuś jesteś najlepsza!
A cóż to takiego kupiłam? Ze 3 pary butów, 4 pary jeansów
( po cholere mi tyle!?) i mnóstwo innych pierdół.. . portfel lżejszy, czas
oszczędzać!
No ale miało być o jedzeniu!
Dostałam maila
(pierwsza prośba na blogu!) o posta dotyczącego mojej diety. Nie ma
sprawy, tylko proszę… no właśnie… Lubię fastfoody, pizze itp. Uwielbiam Maca- 2-3 razy w tygodniu tam
jestem, pożeram seroburgera, macflurry i oczywiście kawę z lodami… Pijam też słodką kawę. Na zdjęciu nowa edycja- pomarańczowa latte. Całkiem
przyjemne, za słodkie! Jest też wersja karmelowe gorzkie latte. Do spróbowania.
Wiele osób myśli, ze tuta się je sushi, ryż , ryby i
popija zieloną herbatką. A jak to jest ze mną?
Zaczynając od końca, herbatka śmierdzi rybą dla mojego
nosa i staram się ją omijać. Wolę wodę.
Owszem zjadam dużo
ryb, grilluje je skropione oliwą i sokiem z cytryny. Ryż… staram się omijać!
Kształtów nabieram zbyt szybko, ale sushi jem gdy tylko jest okazja. I nawet M.
stwierdził, ze on ilościowo mnie nie przeje. Jem dużo, ale też zawsze jestem w
biegu i póki co mieszczę się w spodnie z gimnazjum! A to było…wieki temu!
Uwielbiam ramen i sobę! Ale staram się nei jesć zbyt często- jednak to makaron...
Z pizzą to samo.
Zdarza mi się szaleć na punkcie zdrowych posiłków i kupuje kilogramy sałaty, rukolę, jakieś wody kokosowe. Próbuję M. oduczyć picia coli! Ale kiepsko mi to wychodzi.
Staram się jeść jak najwięcej warzyw i owoców, które do najtańszych nie należą neistety. Poza tym jeśli juz smażę, a przeważnie wstawiam do piekarnika ( M. dopiero co wysadził szybę... więc teraz nie piekę), to smaze na oleju kokosowym. To chyba tyle zdrowych aspektów mojej diety. Zdaję sobei sprawę, że
Zdarza mi się szaleć na punkcie zdrowych posiłków i kupuje kilogramy sałaty, rukolę, jakieś wody kokosowe. Próbuję M. oduczyć picia coli! Ale kiepsko mi to wychodzi.
Staram się jeść jak najwięcej warzyw i owoców, które do najtańszych nie należą neistety. Poza tym jeśli juz smażę, a przeważnie wstawiam do piekarnika ( M. dopiero co wysadził szybę... więc teraz nie piekę), to smaze na oleju kokosowym. To chyba tyle zdrowych aspektów mojej diety. Zdaję sobei sprawę, że
Kilka ostatnich posiłków:
tajskie curry z zupą ryżową |
świńskie stópki! mimo pochodzenia były pyszne! |
M. zajadający subwaya. Obok moja bułka z krewetkami i awokado. |
Ponadto codziennie musze zjeść awokado. A jeszcze rok temu wcale go nie jadłam!. M. uwielbia i ajkoś tak przeszło na mnie. Dodajemy wszędzie: do sałatki, na kanapkę albo tak po prostu bez niczego.
Oczywiście zażeram słodycze.... w ilościach paranormalnych!
ziemniaczki w białej karmelowej czekoladzie. Ziemniaki to warzywa tak? więc ma być zdrowe! Lepsze są w mlecznej czekoladzie |
I nowa edycja kitkata. Pumpkin pudding. Jakaś taka mdła... Wolę wasabi i zieloną herbatę. |
To chyba tyle pozdrawiam Alex, która prosiła o jedzeniowy post.
I lecę tworzyć krewetki w maśle czosnkowym.
Jutro bedzie znowu o dentyście...
świńskie stópki masakra :P
OdpowiedzUsuń